Prędzej-bym już piechotą doszedł, ale jakim sposobem ciebie-bym mógł zabrać, gdybym sanki i kobyłę gdzie zostawił...
Potem, ostrożnie, delikatnie na głowie jej dłoń kładąc, zaszeptał:
— Biedna ty... srogo ty już na ubocz zeszła... dla strasznie krętej drogi gościniec opuściła... Salka, Salka! coś ty zrobiła?
— To mnie puść! — ręce z rąk jego wyrwać usiłując, krzyknęła — co zrobiłam, to zrobiłam, moja rzecz! moja bieda! Jużbym była naprawiła wszystko, żebyś mię nie zatrzymał! Zkądżeś ty się tu wziął? co cię tu przyniosło! Puść!
Ale on puszczać jej ani myślał. Niktby też spodziewać się nie mógł, aby palce jego takiemi żelaznemi obręczami być mogły, jak te, któremi ręce Salusi obejmował.
— Topić się chciałaś... — mówił — koło stawu chodziłaś... najbliższej drogi szukałaś do przełomki... oj, Salka! Salka! Salka! A zkąd ja tu wziął się! Ich zwiodłem... w drugiej stronie cię szukali, potem okolicę przetrząsać zaczęli, a ja jeden wiedziałem, gdzie ty poleciała... Wiedziałem... zgadłem... i pomyślałem sobie: albo tam wszystko dobrze pójdzie, to uspokoję się i pocieszony do chaty powrócę, albo, broń Boże, zły przypadek jaki, ku pomocy stanę... A tu, ot jaki przypadek!
Salusia załkała; pierwsze, odkiedy tu przyszła, łzy, rzadkie, palące z oczu jej połynęły. Już rąk nie wyrywała, a on, nie wypuszczając ich z dłoni, mówił:
— I potrzebną okazała się moja pomoc... a ot, jaką ona będzie... Teraz, ty taka biedna, że już i ja odważę się radę tobie dać, już i moja rada dla ciebie dobra... Nie trza, aby żywa dusza dowiedziala się kiedykolwiek, że ty tu byłaś. Na sanki ze mną siędziesz i do młyna cię zawiozę, do mojej siostry. Ona nie zła kobieta i mnie wdzięczność winna, a ja jej i prosić nie będę, aby ciebie przystojnie przyjęła, ale każę i posłucha. Jej powiem, żem
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/281
Ta strona została przepisana.