cię z Tołłoczek przywiózł, a w Tołłoczkach znowu, że poleciałaś do mojej siostry i tam siedzisz... Posiedzisz troszkę u niej, tydzień, dwa, trzy... o półtorej mili i wiatr ci żadnych głosów z Tołłoczek nie przyniesie... uspokoisz się, odpoczniesz... a ja do Końcowej pojadę z prośbą, aby wybaczyła siostrze i wzięła ją do siebie... Wybaczy pewno, weźmie, w mieście rozweselisz się, robotę sobie jaką wynajdziesz, dobry los może kiedykolwiek spotkasz... Tak ja sobie wszystko przez drogę od miasteczka wykombinowałem, i tak będzie! chodź! na sanki siadaj! pojedziem!
Pociągał ją za sobą, ale ona znowu opierała się i z całej siły wyrywać się mu zaczęła.
— Nie chcę! — wołała — nie chcę, nie chcę! nigdzie nie chcę! Tu pozostanę, gdzie on jest! Do przełomki wskoczę i tu pozostanę, gdzie on jest! Puść!
— Nie, Salka! nie puszczę!
— Puść! — wołała, a czując, że on ją, zmęczoną i osłabioną, zwycięży, prosić zaczęła:
— Gabryś, kochany, miły, drogi, złotny, puść! Już nie do przełomki skoczę, tylko tam... tam... pod okno... raz jeden na niego spojrzę... jeden razik jeszcze, ostatni... a potem z tobą pojadę... Puść!
Łkała i, aż ku ziemi przysiadając, opierała się mu i wyrywała.
Wtedy on, takim głosem jakiego nigdy nie miał, twardym i srogim, wymówił:
— Nie trzeba! Nie trzeba serca daremnie szarpać! Nie trzeba nasuwać się ludzkim oczom, które zdrajcami sekretu być mogą!
A gdy jeszcze wyrywała się, prosiła i prawie krzyczeć zaczynała, obu ramionami ją objął, jak dziecko z ziemi podniósł, tak do siebie przycisnął, że najmniejszego ruchu zrobić nie mogła i, ku saniom poniósł. Kiedy posadził już ją na saniach, króciutką chwilę stał o krawędź ich oparty, z głową spuszczoną, jakby mu sił albo
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/282
Ta strona została przepisana.