tworzyło to obrazek świeży i wdzięczny. Stanął i patrzał. Przyszło mu do głowy porównanie, jakim ten ogród był przed osiemnastu laty, a jakim jest teraz. Wówczas, gdy, powróciwszy z Monachium, wyrzekł się na zawsze karyery artystycznej i wziął w posiadanie ten kawał ziemi, rosły tu prawie same chwasty, i sterczały drzewa, umierające z opuszczenia. Te gęstwiny malownicze, trawniki nieduże, lecz świeże, sad obfity w owoce – to jego praca, dokonana z wydatkiem pieniężnym nieznacznym, lecz z trudem osobistym wielkim. Zamiast na płótnie, wymalował obraz na kawałku ziemi. Była to drobnostka, ale jej przypomnienie przerzedziło nieco chmurę, która mu przygniatała mózg prawie bezprzestannie.
Nagle otworzyło się jedno z okien, wychodzących na ogród, i ostry głos kobiecy zawołał:
— Anielko! chodź na lekcyę!
Chmura na mózgu Hornicza znowu zgęstniała. Był bardzo wdzięczny Rozalii za uczenie dzieci, bo to oszczędzało trosk i wydatków dużych; ale ta przysługa ważna sprawiała mu przykrość dotkliwą, ilekroć zaprawiały ją kwas, sprzeczka i posępność. Wdzięczność byłaby dla niego uczuciem rozkosznem, gdyby dobrodziejstwo dokonywanem było w sposób dobry. Ale można czynić rzecz dobrą w sposób zły, i Rozalia posiadała tę sztukę w stopniu wysokim. Bardzo często uczyła dzieci z miną męczennicy, poświęcającej się dla siostry, nieskończenie od niej niższej, i dla szwagra nielubionego. Zdarzało się wprawdzie, że przysługa oddawana przybierała formę przyjemną, lecz pamięć
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.