nił się jak piwonia i spuścił oczy z uczuciem przykrości widocznem. Nie mówił jeszcze wcale z pryncypałem i dobroczyńcą o zamiarach swoich, i to publiczne wydobycie ich na jaw wprowadziło go w położenie kłopotliwe. Zenon Hornicz zrozumiał to natychmiast i pomimo urazy, którą czuł do wychowańca, żal mu się go zrobiło. Poco go tak zawstydzać? Taka rozmowa, jaką on z nim mieć będzie, odbyć się powinna na cztery oczy. Dla wydobycia więc Pawełka z położenia niemiłego, zaczął Zenon prędko i długo opowiadać bratu o Górkiewiczu, o naturze i korzyściach posady, którą otrzymał i dla której te strony opuszcza, o jego zamiłowaniu w agronomii[1] i gospodarstwie szerokiem, które skłania go do wyjazdu silniej jeszcze, aniżeli interes pieniężny.
Rozalia potakiwała słowom szwagra. Przyznawała Górkiewiczowi dużo inteligencyi i nauki. Taki człowiek może wszędzie uczynić wiele dla siebie i dla innych. Wiktor, któremu brat przedstawił był Pawełka jako wychowańca i pomocnika swego, z uprzejmem spojrzeniem na młodzieńca zapytał:
— Czy zamierzona podróż pana zostaje w związku z odjazdem p. Górkiewicza?
Zamiast zapytanego Rozalia odpowiedziała:
— A tak, pan Paweł jedzie także robić fortunę! Od dwóch miesięcy miał ten zamiar, a szwagier mój i my dowiedzieliśmy się o nim dopiero wczoraj i ze strony. Ale to nic dziwnego, bo po
- ↑ Nauka gospodarstwa rolnego.