— A propos[1] kozy, czy słyszeliście państwo o sławnym skandalu finansowym[2] i wynikłym z niego procesie, który zdarzył się w dniach ostatnich?
Ponieważ zaś mieszkańcy Zapolanki nic o tych rzeczach nie słyszeli i tylko trochę znali je z gazet, opowiedział je obszernie i ze szczegółami. Był to jeden ze szwindlów finansowych na skalę ogromną, z ostatnim aktem, odegranym przed kratkami sądowemi.
— A widzisz, Wiktorku, do czego doprowadzają czasem przedsiębiorczość i energia, praktykowane z wyłączeniem tych cnót, po których polu chodzą siostry miłosierdzia i inne owieczki Boże!
Wiktor spojrzał na mówiącego oczyma zdziwionemi.
— A cóż to ma jedno do drugiego? Że tam kilku łotrów bank okradło, ja nie miałbym prawa zbierać sobie majątku sposobami uczciwemi?
— Masz je niezaprzeczenie; tylko że bardzo jest trudno napełnić szkatułę, nie opróżniwszy serca.
Wiktor słuchał uważnie; ale rozśmieszyły go słowa brata.
— Co? co? — zawołał, śmiejąc się — ależ całkiem przeciwnie! Tylko wtedy, gdy się ma pełną szkatułę, można sobie napełniać serce... różnemi dobremi rzeczami.