rzy[1] zaczerpniętych z fizyki, chemii, mineralogii. Mówiąc o tem wszystkiem, Wiktor Hornicz stał się człowiekiem poważnym, i nietylko poważnym, ale nawet pełnym wiedzy i zapału. Posiadał znajomość ogromną przedmiotu, o którym mówił, i nie mniejsze w nim zamiłowanie. Mówił z łatwością wielką i tak nieustannie, że byłoby niepodobna wtrącić mu w mowę choćby jedno słowo. Ale Zenon nie myślał przerywać mu mowy żadnem słowem, bo w tym potoku słów i obrazów technicznych[2] większości nie rozumiał, a inne, choć zrozumiałe, nie wiązały się mu w umyśle w żaden sens jasny. Naturalnie, mechaniki nie studyował nigdy i miał o niej wyobrażenie zaledwie elementarne. Raz pomyślał: »Jaki on dziwny! Przecież musi wiedzieć, że nikt nie może bez długiego przygotowania rozumieć takich rzeczy, ani o nich rozmawiać!« Ale Wiktor nie zwracał uwagi najmniejszej na rozpaczliwą niekompetencyą[3] słuchacza. Z przyjemnością człowieka, który wpadł na ulubiony sobie temat, mówił i mówił o systemach fabrykacyi gorzelnianych, takich, jakie były, są, będą i być powinny w najróżniejszych krajach europejskich. Mówiąc, trzymał brata pod rękę i chodził z nim po alejach starych, pełnych wspomnień wspólnego ich dzieciństwa, dokoła klombów, będących rozkoszą i dumą ich twórcy, o niczem wcale nie wspominając i na nic nie patrząc. Zenona to chodzenie bezmyślne z alei w aleję, ze ścieżki na ścieżkę, i to
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.