Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

liwości. Biedna Sabinka grywała niegdyś słabiutko, lubo dość wdzięcznie, ale już oddawna poszło to u niej w zaniedbanie najzupełniejsze.
Teraz Zenon czuł trochę gniewu przeciw Rozalii za to, że długiem graniem swojem zabierała mu brata, i z niejaką niecierpliwością oczekiwał końca muzyki; ale gdy Rozalia po długiem graniu wstała od fortepianu, Wiktor wstał także, i zaczęli chodzić po pokoju, rozmawiając z ożywieniem o kilku operach, które on widywał na wielkich scenach europejskich, a o których Rozalia, chociaż ich nie widziała nigdy, umiała zręcznie mówić i decydować. Byli nawzajem bardzo zajęci sobą, i Wiktor raz tylko zwrócił się do brata, siedzącego na kanapce, w kącie pokoju.
— Byłeś na »Aidzie«, prawda? Pamiętasz scenę zbierania się nad morzem ludu, kapłanów i bożków egipskich?
Zenon parsknął śmiechem.
— Mój drogi, jakimże sposobem mógłbym »Aidę« znać ze sceny? Przecież od lat osiemnastu nie byłem w żadnem wielkiem mieście...
— To szkoda! — rzucił Wiktor i, wracając do przechadzki z Rozalią, zaczął opowiadać zdarzenia i anegdoty z życia różnych śpiewaków i śpiewaczek.
Zenon, patrząc na przechadzającą się parę, myślał:
— Ależ on naprawdę zajmuje się Rozalią! Może się z nią ożeni? Kto wie? Są dla siebie stosowni wiekiem...
Rozalia nie była wcale zalotną i nie miała