siadając na krześle, umieszczonem przy stole, odpowiedział:
— Nieszczęście było istotnie, ale nie takie, jak przypuszczasz. Przed dwunastu laty Rozalia miała narzeczonego, który na krótko przed dniem na ślub naznaczonym prawie nagle umarł. Była po nim w rozpaczy i, chociaż zdarzyły się jej potem partye odpowiednie, za mąż iść nie chciała.
— Głupia! — zawołał Wiktor i, wyprostowawszy się z nad skrzynki, zaczął wydobytym z niej grzebieniem przyczesywać sobie wąsy i krótko przystrzyżone włosy. — A wydaje się taką rozsądną, nawet rozumną! Zostać starą panną dlatego, że jakiś tam narzeczony, Bóg wie, tam kiedy umarł! Chodząż to jeszcze po świecie takie sentymenty i romanse! Ale czyż to naprawdę przyczyna rzeczywista? a? powiedz prawdę?
— Mogę upewnić cię słowem honoru, że jest to przyczyna rzeczywista i jedyna pozostania Rozalii niezamężną. Wyznam ci też, że ta stałość uczucia, którego grób nie zabił, podnosiła ją zawsze w oczach moich.
— Może to i bardzo wzniosłe, ale niepraktyczne — odparł Wiktor. — I cóż dobrego wyniknęło z tej stałości? Umarłego przez nią nie wskrzesiła, a sama, zamiast uszczęśliwiać jakiego żyjącego śmiertelnika, więdnie w staropanieńskim stanie. To jest wielka niepraktyczność, a co niepraktyczne, to i na dyabła zda się. Szkoda kobiety! Lepszego losu warta!
Na twarzy Zenona rozlewał się uśmiech ironiczny.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.