wywołujmy z lasu brzydkiego wilka. Taką jest moja filozofia. Na dynamice[1], hydraulice[2], statyce[3] znam się dobrze, ale na nieśmiertelności duszy nic a nic. I znać się też nie potrzeba. Co Pan Bóg zechce, to i zrobi z moją duszą po śmierci, a dopóki żyję — vive la vie![4] Ale teraz chodźmy już do domu, bo zaczyna być zimno, i może już spać pora... jak myślisz?
Niespełna w godzinę potem w całym domu było już ciemno i wszyscy spali, albo przynajmniej pokładli się do snu. Zenon sam jeden chodził po długim pasie drogi, przerzynającej ogród. Ilekroć znajdował się u tego jej końca, który dotykał pól szerokich, okrytych światłem drzemiącem, stawał i patrzał na srebrny rożek księżyca, wyglądający z za sosen na wzgórzu. Myślał wtedy:
— Czyżbym się mylił? Czyżbym zmarnował życie? O, źródło życia wszelkiego i jedyny zbiorniku wiedzy, jakiemi naprawdę są twoje prawa i rozkazy? Takiemi, jakie uczyniły brata mego dzielnym i szczęśliwym, czy takiemi, jakie pełniąc, stałem się przedwcześnie zestarzałym i bardzo... ty jeden wiesz, jak bardzo — smutnym?
Ilekroć znowu zbliżał się do przeciwnego końca drogi ogrodowej, do tego, który dotykał domu, wznosił oczy ku oknu brata, gdzie było zgaszone od dawna już światło, i zapytywał w myśli:
— Który z nas głupi, a który mądry: on, czy ja?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.