najodleglejszych, a bardziej u powierzchni coraz więcej, coraz więcej uderzeń drobnych, niby serc, które żyły, pracowały, mówiły także, opowiadały...
Upłynęło chwil wiele, a Zenon Hornicz wciąż słuchał, słuchał głosów, gwarów, pulsów, ziemi, i nabierał ich w serce, tak, jak pustynia, spieczona skwarem południa, nabiera wieczornej rosy.
Kiedy nakoniec oderwał ucho od kępy mchu i wrzosu, wstał i wyprostował się, zobaczył nad zapolańskim domem wschodzący sierp księżyca. Jeden dopiero rożek srebrny ukazywał się z nad dachu, lecz rzucał na twarz wpatrzonego weń człowieka promienność prawie słoneczną. Plecy jego teraz nie były zgarbione, ani czoło zmarszczone. Postawę miał rzeźwą i w oczach, wzniesionych ku górze, myśl dziękczynną.
Modlił się.
— O, źródło życia wszelkiego i jedyny zbiorniku wszelkiej wiedzy! Nie wątpię już o potędze swojej, bo czuję, że silnie kocham, i nie żałuję niczego, chociaż jestem bardzo smutny. Owszem, we wszechstworzeniu Twojem wielbię smutek i ze czcią przyjmuję go na ramiona, bo jest on mistrzem, który naucza ludzi, jakiemi są Twoje prawa i rozkazy!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.