stała, a ze znudzoną twarzą i zmarszczonem czołem patrzała na nią, Franka zerwała się od krosien i, ramionami trzepocąc, krzyknęła:
— Nie chcę! nie będę! ręce bolą i nogi pomdlały! Na jakie licho tkanie to mi potrzebne? Dość już napracowałam się i naharowałam z ciężkiego musu, a teraz, kiedy musu niema, niech sobie djabeł nad temi krosnami siły nadweręża! Ja nie będę!
— Jak sobie chcecie — obojętnie rzekła Ulana i, głową na pożegnanie jej kiwnąwszy, z izby wyszła.
Dnia tego pod wieczór, po wodę idąc, Ulana brata na stoku góry spotkała i, z wiadrami na ramionach zatrzymując się przed nim, przemówiła:
— A Franka tkać nie chce.
— To niech sobie nie tcze — obojętnie odpowiedział Paweł.
Ale Awdocia, która, pomimo sześćdziesięciu swych lat, wyręczając synowę, także spuszczała się z góry po wodę, krótkiej rozmowy brata i siostry wysłuchała tak ciekawie, że aż na bok przechyliła głowę, a potem wiadra na ziemi postawiła i, Pawła po imieniu zawoławszy, gdy odwrócił się, z tajemniczą miną palcem kiwnęła, aby ku niej podszedł. Aż jej czarne oczy wśród rumianej twarzy błyszczały, tak zadowoloną była, że w czyjąś sprawę wtrącić się może.
— Pawluk! — z palcem, do zwiędłej wargi przyłożonym, zaczęła — ej, Pawluk, cościś ty żonce za wiele panować pozwalasz. Patrzaj, aby z tego panowania biedy jakiej nie było.
Już i wprzódy to i owo o sposobie życia Franki od Marceli słyszała i długiem jej spaniem, herbatą, cukierkami bez granic zdziwiona i zgorszona była.
Paweł poważnie odpowiedział:
— Nie biadajcie, kumo; już ja wiem, co robię. Z męki ja ją wyrwał i nie na to wyrwał, żeby znów w mękę pogrążać, ale na to, żeby jej dobrze na tym świecie było. Jak człowiekowi na tym świecie źle, to i on sam zły, a jak dobrze, to i on dobry. Czemu dobrym nie być, kiedy do żadnego gniewu ani grzechu przyczyny niema? Ot, co!
Tak był pewnym tego, co mówił, jak tego, że słońce świeci, a woda płynie; ale Awdocia filozofji jego nie zrozumiała wcale, — swoją zato miała.
— Ej, Pawluk, — zeszeptała — patrzaj, żeby z tego panowania biedy jakiej nie było. Skąd ty ją wziął? Czy od baćków
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.