i szeptem chodził; tak zupełnie wydawało się, jakby chodził, bo to bliżej, to dalej odzywały się jego pluskania, to pod samą ścianą, to kędyś około płotków z suchym chrzęstem gałęzie i badyle uginał i łamał.
W te słabe, lecz ciągle odgłosy wmieszał się jeszcze jeden:
— W imię Ojca, i Syna, i Ducha świętego. Amen. Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech...
Był to szept, wychodzący z pod ściany, ale tak głośny, taką namiętną żarliwością zdjęty, że od końca do końca i od góry do dołu całą otaczającą czarność napełnił. Trwał niedługo, bo tyle tylko czasu, ile go trzeba na odmówienie jednego pacierza, ale wkońcu wzmógł się jeszcze w żarliwość, w błaganie, i towarzyszyć mu zaczęły odgłosy pięści, w twardą i silną pierś uderzającej.
— Boże, bądź miłościw jej grzesznej! Boże, bądź miłościw jej grzesznej!
Zazwyczaj codzienny pacierz swój Paweł kończył trzykrotnem uderzeniem się w pierś i wyrazami:
— Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu!
Teraz mówił:
— Boże, bądź miłościw jej grzesznej!
I powtórzył to wiele razy coraz głośniejszym, żarliwym szeptem i coraz silniej pięścią o pierś uderzając.
Potem umilkł i tak ucichł, jakby go wcale w chacie nie było.
Nazajutrz o świcie, Awdocia, obudziwszy się, zobaczyła przez drzwi otwarte Pawła, zajętego w sieni pilną jakąś robotą. Ku glinianej podłodze nachylony, z silnem poruszeniem ramion coś lepił, czy miesił.
Zerwawszy się z ławki, pobiegła i zobaczyła, że istotnie mieszał on mokrą glinę z mnóstwem nałowionych w lesie nadrzecznych motylków, jacicą zwanych, i lepił z niej wielkie żółte kule. Wiedziała dobrze, do czego kule te służyć mają. Rzucone w wodę rozsypują po niej roje motylich trupów, ku którym zbiegają się gromady ryb.
Wiedząc o tem, zadziwiła się jednak:
— Na ryby pójdziesz? — zapytała.
— A jakże! woda dziś dobra — odpowiedział.
Poszła ogień w piecu rozpalać. Paweł tym razem nie przeszkadzał jej wcale. Ulepiwszy kilka glinianych kul, na ławie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.