muzyka — na dnie jej duszy budziły i wzmagały utajone uczucia i zaczątki uczuć.
Kiedy Paweł czytał następnie o dwojakiej łasce Boskiej, poświęcającej i przechodniej, Awdocia głośno westchnęła i coraz częściej, głośniej, przeciągłej wzdychała, aż gdy niezmiernie powoli przeczytał:
— «Zwy-czaj-ne-mi i naj-ob-fit-...s-z-e, m-i mi, — najobfitszemi ka-na-ła-mi łask Boskich są Ś-w-i-ę — Świę, t-e — te, — Święte Sa-kra-men-ta».
Głośnym płaczem i lamentem wybuchnęła.
We dwoje zgięta, połą siermięgi twarz zakrywając, lamentowała:
— Oj, zabrał Pan Bóg Najwyższy, do chwały swojej zabrał robaczka mego maleńkiego, Tadeuszka mego mileńkiego! Zmarniała dziecina, jak ten kwiatek pod śniegiem, stoczyła się ze świata, jak ta jagoda...
Tak przez czas jakiś hołosiła, połą siermięgi nos ucierając i deszczem łez płacząc.
To, co mówiła, z łaską Boską dwojaką i najobfitszemi jej kanałami w najmniejszym związku nie zostawało, ale dźwięki dziwne a święte były tą okruchą, która, na rozżaloną duszę jej spadając, z równowagi ją wytrąciła. Tak we wspanialej i rzęsiście oświetlonej sali, przy dźwiękach strun, mistrzowskim smyczkiem poruszanych, po bladych policzkach modnie ubranej damy płynąć zaczynają ciche, grzeczne, bo z duszy gorsetem ściśniętej dobywające się łzy.
Awdocia zaś hołosiła, a Paweł, książkę zamknąwszy, pocieszał ją powolną, łagodną swą mową.
Mówił o woli Boskiej, o tem, że człowiek a robak to wszystko jedno, bo robak przez rybę, a człowiek przez ziemię pochłonięty być musi, i że po śmierci Tadeuszka jeszcze jej dwoje wnuków zostało; kobieta zaś w siermiędze i szarej płachcie, w grube fałdy dokoła głowy zawiązanej, stopniowo cichła, nieruchomiała i znowu do kamiennej figurki stawała się podobną.
Nakoniec, po raz ostatni nos połą siermięgi utarła, spojrzała na Pawła i tajemniczym szeptem zapytała:
— Nu, a o tej... nic nie słychać?
W oczach jej, z łez jeszcze nie oschłych, świeciła już ciekawość.
Przez kilka tygodni Pawła nie widywała: może więc w tym czasie w stosunku jego do Franki coś nowego zaszło.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.