mienia tem dając, że kłopoty siostry rozumie i że do zaradzenia im dopomoże. Żółtego Kurtę, który poufale wił się mu u nóg, chlebem i kartoflami karmił, poczem niemowlę z pościeli wziąwszy, trochę je w rękach pohuśtał i gwizdaniem zabawił.
Z dziedzińca Koźlukowej chaty dał się słyszeć donośny głos Filipa, żonę przywołującego. Ulana dziecko z rąk brata wzięła i śpiesznie wybiegła.
Wkrótce potem na przeciwnym brzegu rzeki ozwało się przeciągle, po kilka razy powtarzające się wołanie:
— Prooom! Prooom! Prooom!
Daniłko sznur, do połowy ukręcony, porzucił i z chaty wypadł. Musiał Filipowi na pomoc biec. Teraz po szeroko rozlanej, burzliwej rzece prom na łodziach szostami przeprowadzać nie było rzeczą łatwą. Kto wie, czy we dwóch podołają?
To też po upływie minuty, tuż za oknem Pawła Filip zawołał:
— Dziewier! chodźcie, pomóżcie! zmiłujcie się, pomóżcie!
— A trzeci szost jest? — donośnie zapytał Paweł.
— Jest! jest! — odkrzyknął Filip.
Paweł czapkę na głowę włożył i, tak jak był, w krótkiej siermiędze i wysokich butach, poszedł szwagrowi na promie pomagać.
Gdy z promu wrócił, w izbie było już prawie zupełnie ciemno.
Ulana garnek ze strawą na wieczerzę pozostawioną w piecu umieściła i otwór pieca drewnianą deską zasunęła. Ognia więc nie było, w jednym kącie tylko mętnie pobłyskiwał samowarek, a w drugim czerniały nagromadzone tam łomy, wiosła, miotły i kosze. Na ścianach wiszące sieci wyglądały jak błędne, bezkształtne cienie.
Za oknem wiatr szumiał, i gęsty deszcz marcowy padał; z drugiej strony dochodził, przez oddalenie osłabiony, monotonny i głuchy szum rzeki.
Paweł lampkę zapalił i, okrywające stół haki i sznur nieco odgarnąwszy, pod światłem jej książkę rozłożył. Była to ta sama, co i przed trzema laty, «Służba Boża», przez Frankę tu przywieziona i pozostawiona. Przez pierwszą zimę Paweł, nic nie opuszczając, przeczytał stronic sześćdziesiąt, przez drugą dwa razy tyle, a przez trzecią daleko już więcej. Jednak całej przeczytać jeszcze nie zdołał. Modlitwy, które mu najwięcej się podobały, świętemi obrazkami zakładał. Tych obrazków w książce
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.