wraz z westchnieniami: «O, Jezu, Jezu!» słychać było suche trzeszczenie stawów.
Co tu robić?
Czy, gdy dzień zaświta, pieniędzy jej dać, choćby wszystko, co w chacie jest, oddać i powiedzieć jej, aby razem ze swoim bękartem szła sobie precz w świat na zatracenie? Na zatracenie! A przysięgał przed Bogiem i samym sobą, że od zatracenia ją wyratuje... Ona przecież po ten ratunek do niego przyszła, i może to teraz taka u niej minuta nastała, że czarta wyrzecze się, a dobrą i poczciwą zostanie?
Gdzie tam! Nadzieja mała! Kiedy to było, żeby pijak wódki się wyrzekł? ona zaś, choć wódki nie pije — pijaczka! A w dodatku bękarta tego na zawsze już do chaty wziąć i jej grzechem a swoim wstydem popisywać się przed ludźmi! Toż będą w całej wsi ludzie rohotać, że on lokajskie dziecko hoduje! Wstyd! Oj, i żałość taka, że serce zdaje się całe krwią oblane...
— Nie chaczu, — gwałtownie zaszeptał — za niszto nie chaczu!
Ale, jeżeli teraz z chaty ją wyprawi, ona już nie powróci nigdy, i on nigdy jej nie zobaczy, na te jej oczy świecące nie popatrzy, tych jej włosów, jak krucze skrzydła czarnych, nie pogładzi, tego jej śmiechu głośnego, długiego, który nad życie lubił, nie posłyszy...
Z głuchem łkaniem tym razem połączony, w ciemności rozległ się szept:
— Nie mahu, aj! Bożeż mój, Boże, za niszto nie mahu!
I jeszcze:
— Co mnie tu robić? Bożeż mój wszechmogący, co mnie tu począć, co robić?
Jednak, gdy dość późny jeszcze świt marcowy siwawem światłem rozpraszać począł ciemności izby, Paweł spał. Niezupełnie rozebrany, bez butów tylko i siermięgi, którą pod głowę sobie był podłożył, leżał na wąskiej ławie w całej długości wyciągnięty, w białej płóciennej odzieży, więcej niż kiedykolwiek barczysty i ogromny.
Jakkolwiek niedawno był zasnął, obudził się o zwykłej porze i, odrazu zapewne wszystko, co stało się wczoraj, przypomniawszy, na łokciu podniesiony, z głową, na ręku opartą, na łóżko, naprzeciw stojące, nieruchomie się zapatrzył.
Franka, niezupełnie także rozebrana, bez paltota i trzewików tylko, spała głęboko i twardo. Widać, że przed zaśnięciem, z twarzą wtuloną w poduszkę, płakała jeszcze, bo i teraz część
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.