tu począć? gdzie tu podziać się — i jeszcze z dzieckiem! Uczuła, że znowu siły traci, i szumieć jej w głowie zaczyna... Sprzedała tedy wszystko, co jeszcze miała, nawet jedną z dwóch koszul; praczka też ta, dość litościwa, u jakichś znajomych państwa kilka rubli dla niej uprosiła, zabrała więc dziecko i pojechała. Wprzódy koleją jechała, a od najbliższego miasta jednokonną furmanką chłop jakiś za złotówkę ją tu przywiózł, bo mu po drodze było, i zaraz też, jak tylko przed wrotami Pawła z wozu wysiadła, dalej sobie pojechał...
Ot, i wszystko!
Nie było to mało. Z oczu opowiadającej łzy ciekły cicho, ciągle ciekły po jej zapadłych policzkach i gęstym deszczem na ręce chude i na plamy kaftana spadały.
Paweł z głową zwieszoną słuchał i milczał; dopiero gdy mówić przestała, ze wzrokiem w ziemię utkwionym, zcicha wymówił:
— Piekło! piekło! gorące piekło!
I wyglądał przytem tak, jakby go znowu i odwaga, i spokój, i wszelkie powzięte postanowienia opuszczały.
Ona pierwszych słów jego teraz, gdy już o wszystkiem wiedział, jak wyroku śmierci lub życia oczekiwała, oddech nawet w sobie tłumiąc, u ściany skurczona i drżącą. Po prędkiej, czasem ostrej i gniewnej, a czasem płaczliwej jej mowie, zapanowało w izbie głuche milczenie, przerywane tylko ciężkim oddechem Pawła i zdala dochodzącym głuchym szmerem rzeki. Trwało tak dość długo, gdy u przeciwległej ściany dało się dyszeć naprzód ciche i niewyraźne skwierczenie, a potem cienki, żałosny głosik zawołał:
— Ma-mo! ma-mo!
Ona, niepewnością tego, co spotkać ją miało, zdjęta, żadnego poruszenia nie uczyniła; Paweł zaś podniósł zwieszoną dotąd głowę.
— Chtawjan obudził się; idź zobacz go...
Poszła i dziecko na ręce wziąć chciała, ale ono, kapryśnym ruchem objęć jej uniknąwszy, zsunęło się z pościeli i do Pawła, który teraz u okna stał, pobiegło. Od kąta do kąta izby zadzwonił cienki głosik:
— Chli-chli, chli- chlip-ka!
Paweł tą przybiegającą mu do stóp czerwoną «Bożą krówkę» w ramionach z ziemi podniósł.
— Chlebka chcesz? ha? chlebka chcesz? — zapytał i w mizerną, niewinną twarz dziecka długo patrzał.
Możnaby mniemać, że oczy, od jakiegoś jaskrawego, ohyd-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.