już zupełnie uczuła się tu taką samą, jak dawniej, gospodynią. We troje potem herbatę z chlebem razowym pili; dziecko było wesołe; Franka gadatliwie i zupełnie już śmiało o znajomych we wsi wypytywała się; Paweł coraz łagodniejszym się stawał.
Kiedy nakoniec Chtawjan, na pościeli złożony, usnął, a Franka przycichła i poziewać zaczęła, Paweł wstał z ławy i rzekł:
— Nu, Franka, chodź, razem pacierze odmówim...
Ze zdziwieniem na niego patrzała, on zaś rzekł jeszcze:
— A toż! Bez Boga ty do tego czasu żyła, a i czort przystęp do ciebie miał. I ja kiepsko postąpił, że odrazu do Pana Boga i do świętej modlitwy ciebie nie namawiał. Teraz ty znów z drogi do piekła uciekła i może już nie powrócisz, może upamiętasz się, i wszystko dobrze będzie... W świętej książce pisze, żeby Syon rozmiłował się w Przenajświętszej Pannie Marji... może i ty rozmiłujesz się, i Ona ciebie od złego obroni. Klękaj i głośno powtarzaj za mną...
Ukląkł i obejrzał się, a widząc, że ona także uklękła, zaczął:
— W imię Ojca, i Syna...
Głośno i powoli odmówił Ojcze nasz, Zdrowaś Marja i Wierzę w Boga, a ciągle przysłuchiwał się, czy ona każde słowo za nim wymawia, gdy zaś którego nie wymówiła, oglądał się na nią i mówił:
— Powtarzaj...
Po skończeniu Wierzę w Boga, nie wstając z klęczek, «Służbę Bożą» ze stołu wziął i otworzył ją w miejscu, w którem założona była największym biletem, dnia imienin France winszującym.
Powoli, zgłoskę od zgłoski oddzielając, czytać zaczął:
— Modlitwa o zwy-cię-stwo w-s-z-e-l wszel, k-i-e kie, wszel-kie-go na-ło-gu g-r-z-e, grze-cho-we-go.
I całą, niedługą zresztą modlitwę, jedne wyrazy z łatwością, inne z trudnością wyczytując, a niektóre sylabizując, przeczytał.
Przeczytawszy, Kupidyna, unoszącego na bilecie wieniec różany, pobożnie pocałował, w tem samem miejscu książkę nim założył i, przeżegnawszy się jeszcze głośno, z klęczek powstał. Pogodę wielką i znowu jakby łagodną jasność księżyca na twarzy miał. Wzrokiem szczęśliwym objął głowę Franki, która, znużona i poziewająca, z ciekawością na niego patrzała. Jak wprzódy widok niewinności dziecięcej przebłagał go i ukoił, tak teraz zda-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.