może odpędzić od siebie myśli, które kręciły się mu po głowie — półgłosem bąkać zaczął:
— Niech o-pła-ki-wam wi-ny mo-je, niech od od-od-r-z-u-rzu odrzu-cam po-ku-sy...
Przed piecem, w którym płonął już ogień, rozległ się ostry, zjadliwy śmiech.
— Ot, czytanie! Ot, śliczne czytanie! Ot, widać zaraz, że edukowany! Ot, gnój tobie wozić, ale nie książki czytać, chamisko!
— Niech po-pra-wiam złe s-k-ł-o-n skłon-n-o-ś noś, skłonnoś c-i skłonności mo-je.
Paweł, z głową w dłoniach, półgłosem czytał dalej.
— Nu, czy przestaniesz? — krzyknęła Franka — wolałabym skrzeczenia żab słuchać, niż tego chamskiego czytania. Czytać zachciało się! pan! hrabia! rabin żydowski!
Paweł czytał, a raczej bąkał:
— Niech się sta-ram o cno-ty p-r-z-y-z przyz-wo wo przyzwo...
Wtem mała, zgrabna, drżąca ręka z pod samej twarzy jego książkę porwała. Jednocześnie zerwał się i on z ławy, prosty jak struna, z rozbłysłemi oczyma.
— Oddaj książkę! — krzyknął.
— Nie twoja książka, moja! do mojej własności prawa nie masz! Kiedy zechcę, to spalę i adje! Na tamtym świecie chyba djabli ci książki do czytania dawać nie będą!
— Franka, oddaj! słyszysz? bić będę! — przez zaciśnięte zęby przemówił i widać było, że z wysileniem nadzwyczajnem tłumił w sobie gniew straszny, gniew cichego i łagodnego, w głębi zaś namiętnego człowieka.
— Bij! — krzyknęła — a ja książkę spalę!
Ramieniem zamachnęła tak, jakby «Służbę Bożą» w ogień cisnąć miała, ale powstrzymała ją ta sama twarda, żelazna obręcz, która już raz przed kilkunastu dniami objęła była jej ramię. Książkę z ręki jej wyrwał i, ramię z uścisków palców swych uwolniwszy, na ławę ciężko upadł.
Pobladł, jak płótno, ciężko i głośno oddychał, parę razy zcicha powtórzył:
— Piekło! piekło! gorące piekło!
Jeszcze pohamował się, jeszcze nie wybił jej, a nawet po kilku minutach zniżonym i przez śpieszny oddech przerywanym głosem mówić zaczął:
— Franka! upamiętaj się! Na Pana Boga wspomnij, duszy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.