mówiła, a gdy on na rozmowę ją wyzywał, odpowiadała cicho, grzecznie, ale urywanemi słowy i ze spuszczonemi powiekami.
Pierwszego zaraz wieczora, po powrocie swym od uradnika, grube radno na ławie zasłała, algierkę swą pod głowę sobie położyła i, wpół tylko rozebrana, kawałkiem starego kilimka okryta, do snu się ułożyła. Daremnie kilka razy jej powtórzył, aby jedną z poduszek pod głowę wzięła, albo i na łóżko położyła się, a on będzie na ławie spał.
Na pierwszą propozycję krótko, ale stanowczo odpowiedziała:
— Nie chcę, nie trzeba!
Na drugą ze słabym odgłosem dawnej swej niecierpliwości sarknęła:
— Jeszcze czego!
Kiedy Chtawjan naparł się raz, aby spać przy niej, naprzód perswadowała mu, aby na łóżko wlazł i przy «tatce»» spał, a potem Pawła poprosiła, aby dziecko do siebie wziął. W prośbie tej dźwięczało wyraźnie coś nakształt przerażenia.
Zdawać się mogło, że myśl o przytuleniu się do niej dziecięcego ciałka obawę w niej budziła.
Obawa też, przestrach nawet, ze zgrozą graniczący, malowały się często na jej twarzy, bez żadnego bezpośredniego powodu, pod wpływem jakby myśli, powstających w jej głowie, czy widm, przed oczyma majaczących. Robiła wszystko, co tylko w chacie do zrobienia było: zamiatała, gotowała, o świcie albo o zmroku, dlatego pewno, aby nie spotykać się z ludźmi, po wodę z dzbankiem chodziła — z dzbankiem, bo wiadra udźwignąćby nie mogła. Raz nawet chleb upiekła; niekiedy też do szycia się brała. Wszystko to spełniała prędko, cicho, gorliwie; ale często wśród pracy ustawała nagle, jakby zniemożona, albo strasznemi myślami opanowana i przed ogniem, albo pośrodku izby, z garnkiem czy miotłą w ręku nieruchoma stawała, w przestrzeń wlepiając czasem ponure i rozżalone, częściej daleko przerażone oczy. Raz nawet wydała krzyk przestrachu.
— A co? — twarz od ściany odwracając, zapytał Paweł.
Opamiętała się, jakby oprzytomniała, i niechętnie odrzekła:
— Nic. Bardzo przelękłam się...
— Czego? — zapytał jeszcze.
Nie odpowiedziała i dalej izbę zamiatać zaczęła.
Jemu od tej pokory jej i cichości serce w piersi tajało.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cham.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.