Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

błyszczącemi oczyma ścigając odlatujące wrony. O kilka kroków dalej dziewczyna, z głową w czerwonej chustce do maku polnego podobna i z upieczonym kartoflem w ręku, podskakuje na bosych stopach, piskliwie wykrzykując:
— Hej, hej! hi, hi!
— Ho, ho! — odpowiada jej głos z bardzo daleka, z głębi widnokręgu, od ogniska, które tam u samej ziemi majaczy i mruga.
Stamtąd też, po chwili, odzywają się nuty piszczałki pastuszej, trzy tylko nuty biedne, wciąż te same, ale tak przeciągłe, jak to pole jest rozległe, bo od krańca do krańca jego rozpływają się tonami tęsknoty nieskończonej, powtarzając się nieskończenie... nieskończenie.

— Du — du — du,
— Na co kosa?
— Du — du — du,
— Sianko kosić.
— Du — du — du,
— Na co sianko?
— Du — du — du,
— Krówki karmić.
— Du — du — du,
— Na co krówki?...


Jednocześnie, nad ognikami ukazywać się poczynają dymki sinawe i zrazu prosto strzelają w górę, lecz latające nad polem wietrzyki wnet pochylają je, gną ku ziemi: wyciągają