lecz rysy, uśmiech, obejście się, dźwięk głosu jego uderzały kipiącem życiem. Było to życie myśli i uczucia, głównie jednak uczucia.
Nie dziw! Trochę poeta i trochę publicysta, mało produkujący, lecz utalentowany, gdyż z wierszy jego, zarówno jak z prozy, w twarze czytelników uderzał blask światła i podmuch ciepła — szczególniej podmuch ciepła. Wydawał się rozumnym i uczuciowym — nadewszystko uczuciowym.
— Pani dziś sama jedna?
— Często bywam sama jedna...
— A pan Julian?
— Mąż mój znajduje się na jednym z pięciuset posiedzeń...
— Które zapełniają mu 365 dni roku... Interesy jego...
— Ambicya...
— Namiętna walka z konkurentami.
— Ogromna energia, potrzebująca ujścia...
— I znajdująca je w tańcu dokoła Cielca Złotego... Niech panią nie obraża szczerość moja, bo ona pomimo mojej woli wybucha z żalu...
— Z żalu nad czem?
— Nad panią!
Jak w uściśnięciu ręki, tak i w głosie jego drgały echa uderzeń serca, a rozumne oczy z szarą źrenicą ogarniały ją spojrzeniem tak
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.