muszą wprost naprzeciwko siebie. Niech pani swego powiekami nie zasłania.
Podniosła powieki i oczy jej całe w płomieniach spotkały się z jego oczyma, w których gorzał płomień.
— Tak. Dobrze. Teraz czytać zaczynam. W cudnem zwierciadle tem odbija się dusza rzadka, jedna z tych, które Bóg rozsiał po ziemi, jak gwiazdy po niebie, aby ciemnościom świeciły. Jest pani idealistką, więc istotą, która cierpi na nostalgię ideału. Mieć nostalgię ideału, znaczy to: umierać z tęsknoty za rzeczami niemożliwemi. Należy pani do tych, którzy marzą o budowaniu drabin ku gwiazdom, spotykane postaci ubierają w czary własne, a omyłkę spostrzegłszy, płaczą nad nią, jak nad trumną, którzy smucą się nad falą, że ucieka i nad pieśnią, że przebrzmiewa, szukają doskonałości w państwie, któremu króluje ułomność i wiecznego trwania w tem, czemu na imię: kruchość...
Przerwała mu ze śmiechem:
— Słowem, próbują chwytać za skrzydła wiatr, lecący polem i o samem południu szukają na zegarze godziny czternastej. Odgadł pan. Jestem taką.
On szepnął:
— Ja również. Jesteśmy jednacy.
Na twarz jej spadła jasność wielkiego szczęścia. Czuć się dokładnie wyczytaną i na innej
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.