Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

o poręcz sprzętu, na którym siedziała, w sposób taki, że prawie dotykał niem jej czarnych włosów.
— Serce moje leciało na spotkanie przyjaźni, które okazywały się...
— Samozwańczyniami!
— Przywiązań, które były...
— Pajęczynami!
— Z ratunkiem ku nieszczęściom, z pomocą potrzebom ludzkim...
— Więc i filantropia...
— Pełna pociech, lecz dla mnie trudna...
— Słyszałem, jak mąż pani uczynki miłosierne nazywa...
— Premiami, udzielanemi niedołęstwu, a ludzi ubogich od domu śpiesznie oddalać rozkazuje, bo roznoszą zarazki chorobotwórcze!
Zaśmiała się, ale ostro, niespokojnie, bo od ramienia, które dotykało jej włosów, przenikał ją prąd ostry i niepokojący, coś, co podniecało nerwy, a tamowało mowę. Uczuła potrzebę, w źródle swem niejasną: wstać i oddalić się.
Wstała.
O dwa kroki od towarzysza stanęła przy stole, obok Porcelanki, która, wznosząc na łodydze wysokiej koronę szeroko rozwartą, miała już na płatkach kilka plam rdzawych i czerniawych. Ale nie widząc w tej chwili ani kwiatu,