sielskiej. Nieraz, przez te dni kilka, które tam spędził, patrząc na jej zatrudnienia i zabawy, myślał: anielsko-sielska! Czasem, gdy w tym wianku zielonym, który otaczał »raik ziemski«, chodzili pomiędzy dębami rozmawiając, uśmiechał się: »optymistka! dziecko!« Parę razy nawet, ze skrytym uśmiechem ironii, zawołał w myśli: »Naiwna!« Lecz zawsze w anielskości i sielskości, z optymizmu i naiwności, wiały na niego tchnienia jakichś rozłogów kryształowych, jakichś bajecznych rajów niewinności i prostoty, coś z niespodzianki, owiniętej w błękitną radość. Tak wiele miał na codzień myśli własnych i cudzych, tak wiele chmur niosących nad światem zapytania, zwątpienia, że znajdując się przy niej, czuł promienność rzadkiego święta i swobodę, świeżość chłopięcych wakacyi.
Teraz, gdy szli chodnikiem wielkiego miasta, potrącając ludzi i przez nich potrącani, bo oprócz siebie nawzajem nikogo i nic dokoła nie widzieli, szły z nimi razem wspomnienia kilku dni tylko, lecz uplecionych z mnóstwa momentów, jak girlanda z kwiatów. Czuli, że oplata ich i łączy girlanda z kwiatów, które dla niej nie miały ani jednego ciernia, a dla niego... może miały, lecz nie pamiętał teraz o cierniach, tak jak o niczem, co nie było nią i dzisiejszem ich spotkaniem w ten cudny dzień majowy...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.