Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

zasłaniają dębinę, jak firanką muślinową? A spadające na dziedziniec stada kawek z siwemi obrożkami na szyjach? Ale pewno, pewno, że niema w tem nic osobliwego i sama nie wiem, skąd to pochodzi, że tak wszystko, a wszystko lubię. Nawet rzeczy najdrobniejsze: uderzenia zegarka, kiedy w domu zupełnie cicho, furczenie wrzeciona, albo stukanie krosien za oknami chłopskiej chaty... Lubię lato i zimę, ranek i wieczór, kiedy słońce świeci i kiedy deszcz pada...
— Kiedy dziadunio się rozgderze...
— Lubię również, bo tylko przybiegnę, za szyję obejmę, na siwych włosach rękę położę, i — już cicho! Dziadunio żartować poczyna, a wszyscy mi dziękują, żem go w dobry humor wprowadziła...
— I jak mała siostrzyczka uprze się, aby pani jej lalki na spacer prowadziła...
— Z początku nie bardzo mi się chce, ale gdy już raz wyjdę z lalkami na spacer, to już najpewniej bawię się lepiej od lalek.
— I jak pan Ignacy szeroko o polityce rozpowiadać zacznie...
— Również lubię, bo mogę wtedy, w kątku z robotą siedząc, o niebieskich migdałach myśleć...
Znowu zaśmiali się, oboje, ale zarazem stanęli zdziwieni. Dokąd to oni właściwie zaszli?