wzrok miał wbity w ziemię i warga drgała mu lekko, jakby błądziło po niej drażniące ziarnko pieprzu.
— Nie zna pan Janiny Skierskiej? Ja znam ją zblizka, bo czasem przyjeżdża w nasze strony... starsza odemnie o lat kilka, pomimo to — jesteśmy z sobą w przyjaźni serdecznej. Nie spotykał pan jej nigdy?
— Owszem, owszem; znam pannę Skierską. Bardzo ładny talent malarski!
— I sama śliczna jest, oryginalna...
— Tak, tak! bardzo niepospolita!
Oczyma roztargnionemi błądził po drogach i trawnikach ogrodu. Było to tak, jakby oczy jego szukały czegoś, lub od czegoś uciekały. Po paru minutach dopiero, ruchem trochę porywczym zwrócił się do towarzyszki i mówić zaczął:
— Wie pani? Takich słonecznych, kwiecistych, cudnych dni, jak dzisiejszy, tak mało w życiu! Czy widziała pani kiedy meteory, które z pośród gwiazd wylatując, świetnym błyskiem przerzynają ciemności nocne i dotknąwszy ziemi — gasną? Taki dzień, jak dzisiejszy, jest meteorem, który powstaje u szczytów życia i świetnym błyskiem przeszywa jego ciemności. Niechże rychło na ziemię nie spada! Chrońmy go, dopóki podobna, od zetknięcia się z twardą ziemią! Wyosobnijmy go od reszty
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.