— Bywają czasem na świecie cudne sny!
I wzniosła na towarzyszkę oczy, z których patrzała wielka — litość.
— Takie masz w tej chwili dobre, rozrzewnione oczy! Kochane oczy, które jeszcze takiego snu nie miały, lecz mieć go będą, wkrótce. Moje oczy długo patrzyły w same chmury, to też łatwo im zajść chmurami. Jakiś obłoczek powstał na moich błękitach, jakiś kamyczek wpadł mi do szczęścia... Drobne to, zaledwie pochwytne, jednak... Powiem ci, jak mówię wszystko. Bohdan na początku wiosny zrobił dość długą wycieczkę w głąb kraju, kędyś tam w okolice niedalekie od waszych. Czegoś tam poszukiwał, coś chciał zobaczyć, zwyczajnie jak bywa z autorami. Wracając, przywiózł z sobą jakieś zmartwienie, nie wiem jakie, ale widzę, że je ma w sobie. Ukrywa i to mnie boli. Naturalnie, że to coś ze spraw majątkowych, albo pisarskich... jakieś niepowodzenie pieniężne, czy wielka trudność pisarska, ale coś jest, co go niepokoi i boli... Są chwile, w których staje się niespokojny, milczący, czasem gorzki...
Z przykrem zamyśleniem zatopiła palce w gęstwinie ciemnych pierścieni i powtarzała:
— Coś jest! Nie wiem, ale coś jest!
Cecylia wiedziała.
Co robić? Wybuchnąć płaczem nad nim, nad nią, nad sobą, powiedzieć wszystko i —
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.