Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

trafiali mnie do przekonania, aniżeli tacy, którzy, wskutek niesłychanego naprężenia sił cielesnych i duchowych, przez parę godzin wyprowadzają z ziarna całą roślinę fasoli z łodygą, liśćmi i kwiatem.
Ciekawym, po co to czynią? Czy fasolą swoją tak świat nakarmią, że ród głodnych na nim zginie? »Chwała człowieka, jako roślina polna przemija«. »Snem cienia jest życie człowieka, a człowiek cieniem, który śni«. »Dźwięk jedyny, co nie kłamie, w wszystkich dźwięków świata gamie, to cmentarny spiż«!
I tam dalej, lamenty bez końca: hebrajskie, greckie, łacińskie, różne inne przeciekały mi przez głowę, wypłukując z mózgu światło i siłę.
Nie zawsze przecież działo się tak ze mną i bez powodu się nie stało. Był powód; nawet w liczbie mnogiej: były powody, ale jakie? Mniejsza o to, bo sami mniej więcej znacie te rozmaite maszyny, które rzeźbią, gną, mielą, żłobią, aż ze stali uczynią gąbkę, a z brylantu węgiel.
Faktem jest, że osowiały, leniwy, niczego już oprócz martwego spokoju nie pragnący, a jego nawet pragnąć niezdolny, tylko siłą rozpędu zanurzający się weń coraz głębiej, siedziałem od kilku tygodni u okna, w głębokim, wygodnym fotelu, bo jedną z potrzeb przez ówczesne usposobienie wytwarzanych było mi to, aby