Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

cie! »Donnant, donnant!« Darmo nic! Niech rakiety będą piękne i niech ich będzie dużo.
— Ależ tysiące! — zawołały Wietrzyki i zadowolone odleciały.
Nakoniec wszystko się urządziło, załatwiło, przygotowało, zdawać się mogło, że jak najpiękniej, gdy naraz, po ostatecznem zniknięciu słońca za skrajem firmamentu, przy świetle tylko zorzy wieczornej, ognistą łuną z za rzadkiej sośninki przeświecającej, wybuchnęła znowu sprzeczka, kłótnia, po prostu awantura. Jaskry zbiorowo oświadczyły, że lampek nie pozapalają. Zgodziły się zrazu zapalić, ale teraz, po rozmyśle, uznały, że w gronie służebnych, znajdować się, nie zaś gości, im, Ranunculusom sławnym i szeroko w świecie znanym, wstyd i hańba! Więc jeżeli na uroczystości znajdować się mają jako goście, to i owszem, ale jako słudzy, to nie: za nic! lampki swoje trzymać będą szczelnie zamknięte i nie odsłonią ich wcale, choćby nawet samo słońce rozkazało.
Bieda! Wietrzyki znowu w kłopot wpadły. Ci buntownicy, to przecież Jaskry pospolite, zupełnie pospolite, i w dodatku, zblizka spokrewnione z tym członkiem rodu, który stanowi ciężką jego hańbę i zgryzotę, mianowicie z Jaskrem jadowitym, z Jaskrem trucicielem, z Jaskrem, noszącym przydomek Łotr, po łacinie Sceleratus! Jest to jeden z najzłośliwszych, naj-