Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

Na Anioł Pański dzwonią! Dzę-dzę! dzę-dzę! Jakby w powietrzu aniołowie w srebrne skrzydła uderzali! Kto to tak mówił? Kiedy? Co mi to przypomina? A! wiem już, pamiętam! Spotkanie dziwne... strofa daleka...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

...Od kilku tygodni byłem mieszkańcem cudzoziemskiego miasta, w którem zająłem pozycyę pod każdym względem świetną, i zachodziło ze mną coś wcale niespodziewanego. Pozycya moja była pod każdym względem świetną, a ja sam stawać się zaczynałem pastwą melancholii. Nic zresztą bardzo dziwnego. Zajęcia moje nie posiadały horyzontów, po których myśli bujać mogą ze swobodą i szerokością orlą; zyskowne były, ale nudne, oschłe i nie wolne od tej ckliwej przyprawy, którą sporządza wątpliwość: czy użytek czyniony z życia jest dobry, albo zły? Jeszcze nie zupełnie oschło mi było na wardze mleko mrzonek idealistycznych, którem poi się pacholęctwo, a jakkolwiek, pod wpływem