zapada, zacząłem mówić: »Kiedy u nas o zmroku na Anioł Pański«... Bo muszę powiedzieć panu, że mama ogromnie lubiła muzykę dzwonów kościelnych i ja także, ale ona więcej jeszcze odemnie, i gdy tu przy mnie zamieszkała, o każdej prawie szarej godzinie, stojąc przy oknie, albo z fotelu swego na okno patrząc, mówiła do mnie: »kiedy u nas o zmroku na Anioł Pański dzwonią, jakby w powietrzu aniołowie w srebrne skrzydła uderzali: Dzę-dzę! dzę-dzę! dzę-dzę!«... I tak już byłam do tego przywykła, że gdy tylko mama zacznie: »kiedy u nas o zmroku«, ja podchwytuję i kończę: »Dzę-dzę! dzę-dzę!« Bo nieprawdaż, panie, że u nas tak dzwonią? My z mamą kiedyś tego razem słuchały, a gdy nie mogłyśmy słuchać, wspominały... Teraz tu przychodzę czasem... tylko czasem, ale zawsze nad wieczór i nigdy od jej mogiły nie odejdę bez przypomnienia jej i sobie: »kiedy u nas o zmroku«..
Znowu na płacz jej się zbierało, usta drgały, powieki nabrzmiewały, ale powściągnęła się i przezwyciężyła. Stopą drobną i wykwintnie obutą uderzyła o ziemię.
— Boże! jak ja się dziś rozmazgaiłam! To pewnie dlatego, że nie byłam tu już od bardzo dawna, i że pan taki dobry... Za swoją dobroć każdy musi być ukarany... ja pana lamentami swymi zanudzam, nieznajomego...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.