rzadko współczują tym, których kochają? Owszem, dopóty kochają, dopóki osoba kochana jest zabawną, ale kiedy przestaje być zabawną — adieu mon plaisir! Serce ci zaczem, albo po czem płacze? — to niech nie płacze! Masz wszystko, czego tylko ci potrzeba, i powinnaś być szczęśliwą, a jeżeli nie jesteś, to są kaprysy, przywidzenia, i nie zawracaj mi niemi głowy, bo czasu nie mam...
Nagle obróciła ku mnie twarz i zapytała:
— A panu dobrze tu? Rad pan z tego, że tu przyjechał?
Odpowiedziałem, że i tak i nie, ale więcej nie, niż tak. Zajęć swoich nie lubię i różne tam inne mam wewnętrzne przeszkody do szczęścia.
— Otóż to! — rzekła. Gonisz szczęście przez lasy, przez góry, a ono za dziesiątą granicę od ciebie ucieka! Ale trzeba mi już stąd iść!
Nie szła jednak. Zamyślonym wzrokiem błądziła po drzewach i krzyżach.
— Wie pan, mnie się zdaje, że w tem naszem gonieniu za szczęściem jest jakaś wielka omyłka, i żeby wszystko na świecie było jakoś prościej urządzone, mniej wyszukane, to może...
Powiodłem wzrokiem po jej morowej sukni, po bogatym hafcie okrycia i pomimo woli uśmiechnąłem się. Spostrzegła to i zaśmiała się także.
— Pan patrzy na moje ubranie i uśmiecha się ironicznie. A jednak nie ma pan racyi wcale.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.