Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wcale nie... bardzo... podobieństwo to, jak fata morgana, zjawia się i znika...
— A pan ma wielką chęć pochwycić je i utrwalić?
— Wielką, ale to niepodobna...
— Bardzo żałuję. Gdzież były te pola Elizejskie, na których pan spotkał moje drugie ja?
Stało się ze mną w tej chwili niewiadomo co. Oburzyłem się na samą myśl mówienia tu i z tą rudą kobietą, o tem... polu, z którego jakby powiał na mnie dech gorący i smutny.
— Trudnoby mi było w tej chwili o tem pani opowiedzieć...
— Czy rzecz tak zawikłana?...
— Nie: ale chwila tak różna od obecnej...
Wzruszyła ramionami.
— Życie jest splecione z tak różnych od siebie chwil...
Tu, jeden z najświetniejszych w tem mieście młodzieńców, cały iskrzący się od czerwieni i złota munduru, złożył przed nią głęboki ukłon. Wstała, zlekka, lecz uprzejmie skinęła ku mnie głową i, opasana ramieniem tancerza, płomienność sukni swej i śnieżność swych ramion w wirze walca zmieszała z czerwienią i złotem jego ubrania.
Wstałem także i, uwiadomiony o przybyciu partnera niecierpliwie oczekiwanego, poszedłem grać w winta. Partya była interesująca,