— Na balu...
— Czyż tylko na balu? Zawsze! — zawołała i w tej samej chwili wstała, aby z kłaniającym się przed nią tancerzem stanąć w kole jakiegoś formującego się tańca.
Ostatni wykrzyk jej wprawił mię w zamyślenie. Dobrze bawić się, to wszystko, czego potrzeba nietylko na balu, ale zawsze! Tak powiedziała i zdawało mi się, ze przy tych słowach w szafirowych źrenicach mignął błysk ironiczny. Ale musiało mi się tak zdawać; nie wiem zresztą, zawołano mię z powrotem do kart. Zasiadając do winta, myślałem jeszcze: »Matka! wielkie rzeczy! Mnóstwo kobiet posiada matki i mnóstwo matek umiera. Jestem śmieszny i powinienbym raz przecie zdobyć się na zupełnie zdrowy rozsądek!«
Wieczerzę zastawiono w sposób bardzo elegancki i oryginalny, bo na mnóstwie niewielkich stolików, przy których każdy umieszczał się z kim chciał, w kółku nielicznem, lecz najmilszem. Największy gwar rozmów, śmiechów, toastów panował dokoła stolika, przy którym znajdowała się pani Celina, lecz ja ani razu nie obejrzałem się nawet w tę stronę, usiłując bardzo przyjemną i przyzwoitą rozmowę prowadzić z miłymi panami i pięknemi damami, siedzącemi w sąsiedztwie mojem; a tylko nie wiedzieć poco, dlaczego, skąd? — ilekroć uszu moich doszedł
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.