ogrodzeniem, nad którem odwieczne lipy rozwieszały gałęzie szerokie i silne. Tu panowała czystość niepokalana, rozlewał się spokój taki, jak na przestronnych polach, łagodnie szemrały liście lip, od ziemi biły wonie ziół, kwitnących w trawach. Tam zaś, gdzie rozstępowały się nieco stare lipy, stał wyosobniony, całą przestrzenią trawnika z kościołem rozdzielony, bardzo wysoki krzyż. Bardzo wysoki a cienki, linią delikatną i przeczystą przebijał powietrze, pełne kurzawy i wrzawy, ramiona rozpościerając na tle różanych świateł, które z zachodu płynęły po błękicie. Wzrok, dążący ku szczytowi jego, wznosić się musiał bardzo wysoko.
Jedyny to był wśród powszechnego pełzania wysoki wzlot. Jedyny tu także dom ze ścianami błękitnemi i ze świeżymi kwiatami w ogrodzie, w pobliżu kościoła i krzyża, rozlegał się z za otwartych okien głosami dzieci, które mówiły o czemś, czegoś uczyły się i nagle zaczęły mówić chórem. W powietrzu rozległy się i ze szczytu wieży kościelnej rozlały się po miasteczku dźwięki dzwonu łagodne, czyste, wołające. Za oknami plebanii, razem z muzyką dzwonu, głosy dziecinne chórem mówiły:
— Anioł Pański zwiastował...
Było to w tej chwili jedyne tu miejsce, w którem usta ludzkie wspominały o Anielskich Zwiastowaniach...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.