Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

pustyni! Co czynić? Umrzeć? Ty wiesz! ja wierzę w Boga, który dał życie, a po co? spierać się z Nim nie wolno? I mam matkę... siostry... szczególniej matkę... Więc żyć? Dobrze; ale tylko tam, gdzie wolno milczeć najwięcej, nie uśmiechać się wcale i życia widzieć najmniej. Jechałam do rodzinnego domu, pustego, prawie nikomu niewiadomego, szczęśliwa jeszcze tem, że posiadam ten port wolności dla serca i myśli, które nic innego czuć i mówić nie chciały, oprócz tych krótkich słów: niema! zniknął!
W cieniu niewidzialna, zaniosła się ciężkim płaczem, a on z radością bez granic mówić zaczął:
— Jestem! Ależ jestem już przy tobie! Ucisz serce, które nie może przestać płakać. Czy podobna? Czy podobna, abyś aż tak... tak niezmiernie... W najzuchwalszych rojeniach moich nie śniłem, abyś aż tak... O, szalony! wątpiłem... byłem nawet zwątpił zupełnie... O mało w dumie mojej, a twojej czystości nie utonęło nam szczęście! Niechże błogosławioną będzie chwila, w której puściłem się w pogoń za tobą!
— Niech błogosławioną będzie każda, która cię do mnie przybliżała!
Potem zaczął prosić:
— Wstań i wyjdź na światło. Jesteś pogrążona w cieniu i widzę cię niezupełnie. Czy to światło księżyca pokazuje cię tak mizerną i zmie-