twa i sławy, a uciechami, któremi świat karmi zmysły i próżność ulubieńców swoich i losu. Słyszała, że żyje w zbytku, otoczony tem pięknem, które pieści zmysły i prowadzi do ubóstwienia materyi i jej tworów. Wieczne obieganie koła interesów doczesnych, wieczne schlebianie podniebieniu cielesnemu, gwar, tłum, chwalba ludzka — oto atmosfera, którą oddycha, pokarm, którym się odżywia dusza ta — jakże pewno zadowolona i dumna! Tryumfator, pewnie pyszałek, jeden z tych, którym powiodło się wedle ludzi... ale wedle Boga? »Biada wam, bogaczom, bo macie już pociechę waszą«. Zresztą niech Bóg go sądzi.
Lecz co siostrze Klarze wydaje się zupełnie pewnem, to, że za chwilę on i ona zejdą się z sobą z dróg tak niezmiernie różnych, jak gdyby nie na jednym planecie wykreślonemi były. Drogi te są tak niepodobne do siebie, że pomiędzy tymi, którzy niemi postępują, istnieć musi przepaść niepodobieństw. Jakże ona, zakonnica pokorna i w język światowy niewprawna, mówić będzie z tym człowiekiem, któremu »ze wszystkich stron kłaniają się ludzie«, którego mowa jest zapewne zgrabną służebnicą wykrętnej myśli!
W imię Boga tylko przemawiając, czy przekona tego, który może w Boga nie wierzy? Ażeby dopiąć zamierzonego celu: umierającą pocieszyć i niewinne dziecię od zguby uratować, pragnę-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.