Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

zwrócił się ku gościowi i uprzejmym gestem ręki wskazał jeden z dwu fotelów, tuż przy biurku naprzeciw siebie umieszczonych. Ta ręka biała, z gestem wykwintnym, znowu przypomniała siostrze Klarze te prawie trupie ręce, na które tej nocy tak długo patrzała. Niech Bóg ją wesprze! Ona do tego człowieka, tak strasznie i do niej, i do tamtej nieszczęsnej niepodobnego, w imię Boga mówić będzie!
— Słucham, siostro! Czem służyć mogę?
Delikatne wargi siostry Klary nie drżały, gdy przemówiła:
— Przychodzę od śmiertelnego łoża tej, której pan przed ołtarzem Boga ślubował miłość i wierność do śmierci. Dla miłości Chrystusa i przez posłuszeństwo Jego rozkazom przychodzę, aby powtórzyć panu ostatnie słowa i żądanie żony pana, Laury Zanimirskiej, kończącej żywot swój w naszym szpitalu.
Głos jej brzmiał odwagą duszy, która, przemawiając w imię zasady wyższej nad wszystko, nie lęka się niczego. Była przygotowaną do usłyszenia okrzyku nienawiści, do ujrzenia obrazu pogardy, może nawet do grubiańskiego gestu, słowa. Przeciw tym przewidywanym wybuchom człowieka obrażonego, najpewniej zawziętego i mściwego, miała napływający do myśli tłum wyrazów przekonywających i słodkich, jak przykazania Chrystusowe, a gdyby zaszła potrzeba,