Wyrazy poczęły więznąć mu w gardle, zmusił się jednak do dokończenia:
— Przez tego, dla którego mnie... który wziął na siebie odpowiedzialność straszną? Czy... czy...
— Tak — rzekła siostra Klara.
Ręce Zanimirskiego, te białe, wytworne ręce ścisnęły się tak silnie, że można je było wziąć za symbol tego bólu, który czasem ściska serce ludzkie jak w żelaznych kleszczach.
— Tak! więc tak! — przeciągle wymówił i głowa nizko opadła mu na dłonie.
Znowu wróble same jedne ostro, krótko ćwierkały wśród ciszy. Siostra Klara siedziała nieruchomo; z cienia kornetu oczy jej błękitne, jak niebo, spoglądały na spiorunowaną głowę człowieka z wyrazem czegoś niebieskiego: może litości anioła dla nędz człowieczych.
— Przewidywałem to i dlatego czyniłem wszystkie możliwe starania, aby zwrócić jej wolność, dać możność jawnego, prawnego zaślubienia...
Teraz siostra Klara zawołała:
— Dlatego? W tym celu pan to czynił?
Podnosząc na nią zdziwione oczy, zapytał:
— W jakimżeby innym?
— Można było przypuszczać, że...
— Że dla siebie?
Po wargach trochę drżących przewinęła mu się ironia. Zcicha i powoli odpowiedział:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Chwile.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.