niedosłyszalnym, ale wyraźnie gorzkim, niecierpliwym szeptem.
W końcu podniosła opuszczoną na pierś głowę, z trudnością poprawiła się na fotelu, i słabym głosem zawołała:
— Teklo! Teklo!
Na wołanie to z drugiego pokoju wbiegła służąca. Chora kobieta z trudnością twarz do niej zwróciła.
— Pójdź, zobacz przez okno czy mąż mój wraca?
W głosie jej była przeciągłość zwyczajna u fizycznie cierpiących ludzi, ale zarazem cierpkość i ostrość tonów.
Sługa podeszła do okna, popatrzyła przez szyby, i rzekła.
— Nie widać!
Chora poruszyła się niecierpliwie, usta jej zacięły się silniej jeszcze, a drżące palce zaczęły nieceirpliwiej miąć i szarpać suknię.
Upłynął kwandrans; ogień na kominku zagasać począł, zmrok coraz gęstszy panował w pokoju.
— Teklo! Teklo! zawołała znowu siedząca u komina kobieta. — Pójdź, zobacz przez okno czy mąż mój wraca? rzekła do wchodzącej sługi.
Sługa spojrzała przez szyby i znowu odpowiedziała.
— Nie widać!
Tym razem chora rzuciła się na fotelu tak gwałtownie, jak tylko pozwalały jej na to bezwładne nogi.
W pokoju ciemno już było zupełnie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.