Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciekawe też to indywiduum — ten pan August Przybycki, odezwała się pani Olimpja; widziałam go kilka razy na ulicy. Bardzo miłą i dystyngowaną ma powierzchowność, a prowadzi życie jakieś tajemnicze — nigdzie się nie pokazuje...
— Nieszczęśliwy jakiś człowiek, ozwała się Stasia z litością na twarzy.
— Owszem, szczęśliwy, odpowiedziała Apolonja; bo wszelkie cierpienia pomagają do zbawienia duszy. Kogo Pan Bóg kocha temu krzyżyki zsyła!
— W takim razie Pan Bóg musi nas bardzo kochać kiedy nam zesłał tę Antyfonę, szepnęła Stasia do ucha mężowi.
— Cicho Stasiu, cicho, narażasz się! odszepnął pan Paweł.
W tej chwili pani Olipmja powstała, i ująwszy ramię pana Spirydjona odeszła z nim ku rzece. Teresa przysunęła się do Apolonji, i zaczęła z nią szeptać ukazując nieznacznie na odchodzącą parę. Pan Feliks zaś zadumał się głęboko, zapewne nad upadkiem obyczajów publicznych, i nad tem jak młode panny gorsząco grają wieczorami przy otwartych oknach...
Stasia wzięła rękę męża, i rzekła doń zcicha:
— Co ty mi Polciu mówisz zawsze, abym była cicho, i nie narażała się! Mamże milczeć kiedy oni obmawiają moją przyjaciółkę? alboż ja się ich lękam? alboż dbam o ich zdanie? Dla mnie całe szczęście to ty, dom nasz — i dziecko nasze — a co o mnie powiedzą ci ludzie u któ-