Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

ła tak szkarłatnym rumieńcem, że oblał czoło jej i szyję, spłynął aż na ramiona widniejące pod białym muślinem, a bladoróżowa rosa thea zbladła przy nim bardziej jeszcze, i wydawała się śnieżną.
Mężczyzna towarzyszący płoniącej się pannie nie dojrzał jej gwałtownego rumieńca, bo patrzył na nadchodzącego — i zarazem wyrzekł dość głośno, tonem uprzejmie brzmiącym:
— Dobry wieczór, panie Auguście!
Nadchodzący podniósł nagle oczy jak człowiek zbudzony z głębokiego zamyślenia; spojrzał na tego który go zawołał po imieniu, uśmiechnął się przyjacielsko, i odpowiedział:
— Dobry wieczór panie Edwardzie, nie spodziewałem się...
Nagle stanął jak wryty. Oczy jego zatrzymały się na twarzy panny towarzyszącej temu z kim się witał.
O ile ona zarumieniła się spostrzegłszy go, o tyle on zbladł spojrzawszy na nią. Oboje znać doświadczyli silnego wzruszenia; tylko że u dziewicy objawiło się ono rumieńcem, u mężczyzny bladością.
A z tym rumieńcem, i z tą bladością oboje byli bardzo piękni. Bledziuchna rosa thea drżała w płowych włosach panny nad czołem, które pochylało się nieco; promyk słońca igrał nad bladą twarzą mężczyzny, ukazując na niej zdumienie i zachwyt. Pan Edward Gaczycki ze zręcznością światowego człowieka szybko spostrzegł wzruszenie towarzyszki, a przypisując je zapewne pomię-