szaniu sprawionemu widokiem nieznajomego, wyciągnął na powitanie dłoń do nadchodzącego, a do niej zwróciwszy się, rzekł:
— Pani zapewne nieznajomy jest pan August Przybycki, mój dobry przyjaciel.
A zwracając się do niego, wyrzekł:
— Panna Wanda Rodowska.
Skłonili się sobie w milczeniu. Wanda powoli podniosła na Augusta swe szafirowe wielkie oczy, i również powoli wysunęła do niego rękę.
— Nie znałam pana dotąd osobiście, rzekła głosem cichszym nieco niż ten którym wprzódy mówiła, ale widuję go bardzo często. Od kilku miesięcy jesteśmy bliscy sąsiedzi, dodała zwracając się do Edwarda; pan Przybycki odkąd bawi w X. mieszka naprzeciw domu w którym my mieszkamy.
August skłonił się po raz drugi, i uścisnął końce palców ślicznej podanej mu ręki.
— Ja także, odpowiedział, mam szczęście widywania pani codziennie stojącej w oknie lub idącej ulicą — a nawet...
Zawahał się chwilę, i uśmiech ozdobił jego kształtne, świeże usta.
— A nawet, dokończył, ośmielam się każdego wieczoru słuchać jej pięknej muzyki...
Wanda spłoniła się znowu.
— Doprawdy? odrzekła zwolna, nie wiedziałam dotąd że miewam słuchacza...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.