— I wielce kompetentnego, przerwał pan Edward. Widzisz pani przed sobą człowieka o chybionem powołaniu; mógł być artystą muzykiem, a został urzędnikiem...
— Czy tak? wymówiła Wanda — a oczy jej znów się podniosły na twarz Augusta, i zamigotały wyrazem zajęcia — pan lubisz sztukę i sam może grywasz?
— Sztuka pani, odpowiedział August, miała być celem mego życia. Mówiono kiedym dorastał, żem na artystę stworzony. Na muzyka kształciłem się do dwudziestego roku życia; ale potem okoliczności kazały mi wejść na inną drogę, na której łatwiej i pewniej zdobyć mogłem chleb powszedni.
— Dla powszedniego chleba chybić powołaniu swemu! to rzecz okropna! zawołała Wanda z niezmiernym smutkiem w głosie.
Czoło Augusta zasnuło się chmurami, oczy jego spuściły się może dla ukrycia gorzkiego wyrazu, który się w nich pojawił. Po chwili jednak podniósł głowę, i odpowiedział ze spokojem lubo głosem zniżonym nieco:
— Bywają w życiu pewnych ludzi epoki w których nie wolno im myśleć o sobie, i w których obowiązek i honor nakazuje im wyrzec się najdroższych nawet celów i miłości życia.
Wanda nie odpowiedziała — była zamyśloną. August po chwili mówił dalej całkiem już swobodnie:
— Chociaż jednak opuściłem wyłączny zawód muzyczny do którego sposobiłem się za młodu, nie idzie zatem abym całkiem wyrzekł się sztuki. Poświęcam jej dotąd
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.