Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pojmuję jak młoda osoba może zapominać tak dalece o skromności, która jest najpiękniejszą ozdobą kobiety! wyrzekła ze słodyczą i litością w głosie pani Teresa — a zarazem poprawiła nad czołem niewinny pęczek fijołków.
— Przepraszam! — wystrzelił pan Rokowicz wyciągając nagle i prostopadle prawicę; dopóki... tedy... panna Wanda chodziła z jednym panem Gaczyckim... więc... była to nieprzyzwoitość... ale tedy... zaczyna już chodzić. z dwoma mężczyznami na raz... więc... jestto skandal... który obraża... tedy... przepraszam!
— A do tego jeszcze, uważaj mój najmilszy Feluniu, że jeden z tych mężczyzn jest żonaty! wyrzekła słodko pani Teresa.
— Oj żonaci, żonaci! niech im Bóg odpuści ciężkie grzechy! jęknęła Antyfona.
Tu dama w amarantowej sukni zasłoniła plecami odzianemi w białą mantylę dziewicze uszy swych córek, i odezwała się sapiąc z oburzenia:
— Dziwię się panu Gaczyckiemu że osłania sobą jakieś schadzki panny Wandy z żonatym człowiekiem. Cóżto za przykład dla naszych córek!
— Boże najwyższy! zawołała pani Apolonja, pan Gaczycki to najlepszy, najzacniejszy człowiek — lubię go i poważam z całego serca; ale co prawda to prawda! niema żadnej religji, i zepsuty jest w formie, niemoralny! niech mnie Bóg broni i strzeże abym miała obmawiać bliźniego, ale co prawda to prawda!