w świecie. Ale widzisz mam trochę nadziei, że wpływem moim zdołam ją nawrócić na drogę skromności kobiecej, z której nieszczęśliwa zeszła.
— A ja przy pomocy bożej pragnęłabym natchnąć ją religją i miłością dla cnoty, o których ta biedna kochana Wandziulka zapomina! dodała pani Apolonja.
— Tereniu! ozwał się pan Rokowicz prostopadle wyciągając ku żonie prawicę, nie życzę sobie... tedy... abyś wiązała się przyjaźnią z panną Rodowską... więc... ani żeby ona bywała w naszym domu... tedy... wiem że żadna osoba, która popełnia nieprzyzwoitość... nie powinna bywać w naszym domu.
Ostatnie dwa wyrazy pan Rokowicz wymówił z taką powagą i uroczystością głosu, jak gdyby sądził, że na dachu domu jego siedzi cała społeczność ojczysta, i że przy najlżejszym ciosie zadanym powadze ścian jego, dom ten runie, a społeczność spadnie z dachu i nos sobie stłucze.
Słońce zaszło, zmrok zapadał. Tam kędy kończyły się wzgórza a rozpoczynała droga do miasta, stały trzy powozy: jeden pani Rostowieckiej, drugi pana Spirydjona, trzeci pana Gaczyckiego. Reszta towarzystwa albo nie miała powozów, albo przekładała pieszy powrót do domów.
Pani Olimpja opuściła na chwilę ramię pana Asa, aby się pożegnać z towarzystwem; pan As skorzystał z urlopu i zbliżył się do Stasi wspartej na ramieniu pana Pawła.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.