Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziano: Czcij ojca twego i matkę twoją, a ja nie mam rodziców...
Oczy pani Starowolskiej posmutniały nagle, i z lekkiem pomięszaniem odwróciły się od twarzy dziecka.
— Babuniu! nalegała dziewczynka z dziecięcą natarczywością, dla czego ja nie mam ojca i matki?
Stara kobieta, wyraźnie i coraz bardziej pomięszana odwróciła się, chrząknęła, i parę razy poprawiła okulary.
— Rodzice twoi umarli, Anielciu, — wyrzekła zcicha i z trudnością.
— Wiem o tem, odpowiedziała Anielka, mówiłaś mi to już nieraz. Ale dla czego oni umarli? mnie smutno że ich nie mam...
Ostatnie wyrazy wymówiła ze smutkiem w głosie, a błękitne jej oczki w niebo utkwione, drobną łzą zamigotały.
Stara kobieta spuściła na nią wzrok macierzyński prawie, położyła dłoń na jej czole, i z czułością spytała:
— Alboż ci źle ze mną Anielciu?
— O, dobrze, dobrze! babuniu najdroższa! zawołało dziecię rzucając się jej na szyję, ale moja mama była taka dobra, taka piękna... tęskno mi za nią...
— Dziecko! z przerażeniem nieledwie krzyknęła pani Starowolska, zkąd ty wiesz że taką była twoja matka?
— Śniła mi się, odpowiedziało dziecko zcicha, tuląc główkę do piersi opiekunki, śniła mi się wczoraj... Byłam w ogrodzie, mówiła dalej, położyłam się pod gruszą na murawie, i usnęłam... I zdawało mi się, że z za drze-