Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

wa wyszła matka moja w białej sukni, ze światłemi długiemi włosami, przyklękła obok mnie na murawie, wzięła mię na ręce, i tak mię ściskała, całowała i płakała... i ja płakałam i pytałam się: czemuś tak późno przyszła do mnie mamo? a ona ukazała mi w stronę naszego domu, i rzekła: patrz dziecko, ojciec twój idzie! I już, już miałam ojca mego zobaczyć, gdy nagle wiatr silnie zaszumiał, potrząsł gruszą i zbudził mię... Babuniu droga — odkąd się obudziłam ze snu tego, tęskno mi za matką i za ojcem, i czuję że zawsze już tęskno mi będzie... sierocie...
Załkała cicho kryjąc twarz w fałdach czarnej sukni opiekunki.
— Biedne, opuszczone dziecię! szepnęła pani Starowolska ze smutkiem.
— Babuniu, zawołała raz jeszcze Anielka, podnosząc twarzyczkę łzami zalaną, powiedz mi jak było na imię matce mojej i ojcu memu?
Tym razem wielkie już pomięszanie ukazało się na twarzy starej kobiety. Milczała czas jakiś, pilnie poprawiając okulary, potem zwróciła się do dziecka, i rzekła żywo:
— Anielciu, idź do ogrodu, i narwij mi pęczek rezedy!
Posłuszne dziecko porwało się z miejsca, i wybiegło. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do pokoju pani Starowolskiej wszedł Edward Gaczycki.
Obojętne oczy miljonowego pana mniej były w tej chwili obojętne niż zwykle, wytworna postać jego mniej