Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

— A przytem niemoralny, dodała pani Teresa, kompromituje młode panny, i ułatwia im schadzki z żonatymi ludźmi.
— Co teżto panie wygadujecie! zawołała z wyraźnem niezadowoleniem pani Starowolska.
— Ale tak, tak, kochana pani, żywo odpowiedziała Kuderska. Przed kilku dniami widziałam na własne oczy, jak w czasie majówki za miastem poprowadził pannę Rodowską w głąb lasu, aby tam mogła się spotkać z panem Augustem Przybyckim, który jest przecie człowiekiem żonatym. Wracali potem razem we troje... Oj, coto za świat teraz! zgorszenie tylko i obraza Pana Boga!
— Cóżto za nowa historja wymyślona na tę dobrą i śliczną Wandę? — z żywszem jeszcze niezadowoleniem wyrzekła pani Starowolska.
— Niech mię Pan Bóg strzeże i broni od obmowy i odbierania sławy bliźniemu, żywo odparła Apolonja; ale co prawda to prawda! kochana Wandzieczka najdobrowolniej gubi się takiem postępowaniem! żonatych bałamucić! to obraza boska!
— I nieskromność! dorzuciła pani Teresa.
— Widziałam wczoraj na własne oczy, prawiła dalej Apolonja, że pan August Przybycki szedł do ich mieszkania na pierwsze piętro. Widać że zaczął już u nich bywać! potrzebne to żonatemu człowiekowi? Oj, ci żonaci, żonaci! niech im Bóg ciężkie grzechy...
— Mój Felunio, przerwała pani Teresa, słyszał wczoraj wracając z przechadzki, muzykę na cztery ręce