August przestał być artystą, i czuł że być nim przestał.
Rozpaczał zrazu, szalał z bólu, pełną piersią przyzywał ogień który z niej uciekał — potem uspokoił się, zmężniał, zrósł ze swym losem, ale nigdy się nie zrezygnował.
Nie mógł zapomnieć o świetnym błysku swej młodości; nie mógł z piersi wyrwać tęsknoty za rozkoszą tworzenia, ni żalu po zgasłych nadziejach swoich.
Milczał ale marzył, i tęskniąc ciągnął ciężką taczkę żywota.
Tak minęło lat ośm — długich lat dla Augusta, ciągłych prób, walk zewnętrznych i wewnętrznych. Aż przyszła pora że uczuł głębokie zmęczenie życiem; gorycz wjadała się mu w piersi — wypędzał ją ale wracała i stawała się mu ciągłą towarzyszką. Pochyliło się dumne czoło jego, usta złorzeczenia na ślepy a niesprawiedliwy los wyrzuciły, i stanął u tego kresu, do którego gdy dochodzą nieszczęśliwi ludzie, biada im! stają się z nich pijacy, gracze, łotry.
Czuł niepohamowaną żądzę wrażeń gwałtownych, wstrząsających, śród których zapomniałby o sobie, przeszłości swej, teraźniejszości, przyszłości — o tem co mógłby mieć, a co utracił, o tem, o czem śnić nie przestawało serce młode. Czuł tę potrzebę, a złe nałogi niosące wrażenie w darze nieszczęśliwym, wabiły go coraz ponętniej. Jeszcze krok jeden, a wpadłby w otchłań moralnej zaguby.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.